I gdzie te Zamki??

Spakowaliśmy się szybko i bezszelestnie, żeby nie budzić śpiących myszy (wkońcu to my byliśmy gośćmi na ich terytorium). Wyruszyliśmy w kierunku Šuran, gdzie później skręciliśmy  na Nové Zámky. Im dalej jechaliśmy na południe tym mniej drzew owocowych rosło  przy drodze. A tu niespodzianka.  Zaraz za Šuranami napotkaliśmy na  alejkę gruszek!

SAM_0334

Gruszkiii, pełno gruszek!!                                                           

Taaak, też sobie o tym pomyśleliśmy: Gruszki na ciepło z ryżem i cynamonem! Pycha!

Szybko nazbieraliśmy  kilka,  pakując je wszędzie, gdzie tylko mieliśmy miejsce. 

SAM_0336

// Angelika zrywa gruszki prętami od namiotu//

Nové Zámky: miasto trochę nas rozczarowało,  pachniało komuną i nie było żadnych Zamków..

SAM_0340             SAM_0339

// Nie było zamków ale był on – A. Bernolak //

Jak podaje ciocia Wiki:                                                                                                                                                                     Anton Bernolák (ur. 3 października 1762 w Slanicy, zm. 15 stycznia 1813 w Nowych Zamkach) – słowacki językoznawca i ksiądz katolicki. Pierwszy skodyfikował i opracował reguły pisowni i gramatyki języka słowackiego.

Nie tracąc czasu ruszyliśmy w dalszą drogę. W Kolárovo trochę pobłądzilismy i nie mogliśmy  znaleźć wyjazdu z miasta.   Zapytaliśmy więc  o drogę staruszkę sprzątającą wokół domu. Ku naszemu zdziwieniu kobieta mówiła nie zidentyfikowanym dla nas językiem.  Jedyne słowo ze zbioru dźwięków które do nas skierowała było Madziaru.. Nie mylicie się, mówiła po Węgiersku.  Szybko się zorientowała, że ją jednak nie rozumiemy, zawołała więc męża który wytłumaczył nam jak mamy dalej jechać.

Od jakiegoś czasu widzieliśmy dwujęzyczne tabliczki miast. Od tej chwili już byliśmy pewni, były  też w języku Węgierskim.

Ledwo wyjechaliśmy z miasteczka gdy zaczęło robić się ciemno. Ciemne grube chmury kłębiły się nad naszymi głowami, zbierało się na burzę. Zaczął wiać mocniejszy wiatr który przeszkadzał nam nabrać zawrotnych prędkości.

burza-piorun-chmury

Burza z internetów

I  zaczęło się, usłyszeliśmy pierwszy grzmot i po chwili runął deszcz.  W pobliżu nie ma nic  żeby można było się gdzieś  schować i przeczekać.  // Wpisalismy więc kod na schron //  I nagle jakby z podziemi wyłonił się stawek z domkami dla wędkarzy i z barem.  (Bar niestety był zamknięty).

schron przed burza

Tak to właśnie wyglądało //Zdjęcie z mapki google//

// Wow, kody w realnym życiu też działają // Schowaliśmy się więc pod daszkiem i przeczekaliśmy najtrudniejsze chwile.  Nie było to może najbezpieczniejsze miejsce na schron podczas burzy lecz w tym momencie się nad tym nie zastanawialiśmy.

Po godzinie przestało padać. Długo się nie zastanawiając  wskoczyliśmy  na siodełka naszych rowerów i pojechaliśmy dalej. Teraz to my goniliśmy burzę niczym Mike Hollingshead.

Link do galerii zdjęć Mike’a Hollingshead’a.

Namiot rozbiliśmy kawałek za wsią Zemiańska Olca w polu kukurydzy. Przywitał nas dziki zając, lecz nie został na gruszki z ryżem i cynamonem.

SAM_0345

Wstawiam zdjęcie rowerów gdyż nie mamy deseru

Chcecie wiedzieć to deser wyszedł znakomicie! Najedzeni i zmęczeni szybko zasnęliśmy.              Zrobiliśmy tego dnia ok 94km – jest to nasz rekord podczas tej podróży.

Następnego dnia mieliśmy dojechać do naszego pierwszego małego celu tej (zmienionej) wyprawy! Przekroczenie granicy słowacko – węgirskiej i dojechanie do miasteczka Győr na Węgrzech.

Czy nam się udało? A może ktoś nas okradł jak spaliśmy na polu kukurydzy  i musieliśmy zakończyć naszą wyprawę?

Dowiecie się czytając nastepne posty o naszej wyprawie.

2 comments

Dodaj komentarz